30 V 2011

Dnia 26 maja odwiedziły nas Satu i Ulla, wraz z chodskými psami, z którymi zmierzały na wystawę klubową do Czech. Na moją prośbę wzięły ze sobą przepięknego Barona. W piątek ruszyły w dalszą drogę, a wilczy został u mnie, coby nie męczyć się w aucie. Muszę przyznać, że to na prawdę cudowny pies, a jego charakter… wspaniały. Po prostu pies idealny. :)
W niedzielę fińska ekipa wróciła do nas, aby opić wystawowe sukcesy… Wcześniej oczywiście udaliśmy się na spacer po Częstochowie – zobaczyliśmy między innymi wały jasnogórskie, aleje oraz całkiem przyjemną kawiarnię. Dzisiaj rano ruszyły do domu. Ha, a ja liczę na jeszcze nie jedno spotkanie. :)

28 V 2011

Kolejna wizyta za nami… I oficjalnie już wiadomo, że panienka numer 6, zwana Bashtee pojedzie do stolicy, aby sterroryzować tamtejsze czeweczki… :DD

20 V 2011

Dzisiaj odwiedziła nas Šárka wraz z rodziną, aby wybrać dla siebie przyszłą towarzyszkę na najbliższe kilkanaście lat… Padło na panienkę nr. 5, która od teraz zwie się Brixie. Maleńka od połowy czerwca będzie podbijała Czechy – kraj, z którego pochodzi jej mama, Cora. :)
Wszystkie kluski wzorcowo przywitały gości, pokazując swoją wilczakową naturę – biegały, gryzły i wariowały. Nie mogło się też obejść bez jedzenia, jako, że po tych wszystkich szaleństwach małe zgłodniały. A kiedy już (prawie) wszystkie zasnęły, pozostał już tylko wybór maleństwa. Wypadło na jedyną wciąż rozbieganą, rudą kluskę nr. 5. :D
Tak minęło nam do południe, a około godziny 18 mieliśmy kolejnych gości… ;)


Radosińscy, na czele oczywiście z Radochną, czyli Amantis Wilcza Saga, wpadli, aby zobaczyć półrodzeństwo. Wpierw wybraliśmy się ze “starszymi” sagowcami na łąkę i szybko przegonieni przez wiosenną burzę wróciliśmy do domu, gdzie mogliśmy już spokojnie schnąć. Piranie, zmęczone po wcześniejszej wizycie spały grzecznie i w tym czasie Radochna mogła je dokładnie obejrzeć i obwąchać. Z pozoru te futrzaste kulki nie były złe, ale kiedy obudziły się i zaczęły gonić starszą siostrę po całym pokoju, wolała się z niego ewakuować. Co będzie niańczyła maluchy – lepiej poszaleć z bratem. ;) Przed opuszczeniem nas zdążyła jeszcze ukraść co nieco ze stołu i tak po pełnym przeżyć popołudniu wróciła do siebie, wraz z rodzinką, oczywiście. :DD

18 V 2011

Ale ten czas leci… Jeszcze pamiętam tą dziewięciogodzinną drogę na krycie, potem oczekiwanie na rezultaty, poród… Pierwsze dni, tygodnie… A teraz maleństwa mają już miesiąc. Nim się obejrzę pójdą do nowych domów i znowu zapadnie ta nieznośna cisza… A może upragniona? Oj, raczej nie… Przynajmniej teraz jest wesoło. Nie, żeby normalnie nie było, ale takiej gromadki jednak nic nie zastąpi. :)


Kluski były pierwszy raz na podwórku – na potrzeby sesji póki co, ale jak tylko wymyślę, jak odgrodzić im kawałek terenu to będą mogły szaleć w promieniach słońca. :D

17 V 2011

Dzisiaj maluchy po raz pierwszy dostały pokarm nie od mamy – póki co mleko – ale to za jakiś czas powinno się zmienić. Znaczna część gromadki z początku uznała, że do miski należy wpierw wsadzić łapy, a dopiero potem mordkę, a kiedy już piły… to wciągały nosem i słychać było charakterystyczne siorbanie. :DDD

15 V 2011

W oba dni Resco zaprezentował się pięknie, a co za tym idzie, uzyskał ocenę doskonałą oraz CAC. Tymże sposobem młody wilczy pierwszego dnia ukończył Młodzieżowy Championat Słowacji, a drugiego zaczął dorosły! Wyjazd można więc zaliczyć do udanych. :D



11 V 2011


Maleństwa skończyły dzisiaj 3 tygodnie. I można już spokojnie nazywać je wilczakami. Biegają, niszczą i są złośliwe – czyli to typowe czeweczki… ;)Wilczyca ma ich już dość, bo gryzie to to i drapie, ale jakoś dzielnie znosi ten mały chaos… Jeszcze trochę, a małe będą jadły już nie-od-Corkowe pokarmy. :D

9 V 2011

Dzisiaj otrzymałam wyniki badań na DM i nie ukrywam, że bardzo, bardzo mnie cieszą. :) A coby nie było szaro i pusto, dodaję Rescowe, wiosenne zdjęcie. :)

Cora z Hvozdecké kotliny N/N
Aresco Wilcza Saga N/N

6 V 2011

Dzisiaj nasza Cora kończy cztery lata! :)

4 V 2011

Piranie kończą dzisiaj dwa tygodnie! Mają się świetnie, chodzą (prawie) dobrze. No, może tylko czasem się przewrócą, ale początki nigdy nie są łatwe. ;) Na własnej skórze (i to dosłownie! :D) zaczynam czuć, że pod skórą na dziąsłach są zębiska, a maluchy kąsają wszystko, co jest w zasięgu paszczy. Moje ręce, siebie nawzajem, Corę, a nawet posłanie… Nim się obejrzymy będą już hasać po całym domu oraz ogrodzie, dewastując wszystko, co stanie im na drodze. :)