10 XI 2011

Genialne ujęcie. ;D
Jak widać, Hektor chętnie nawiązuje nowe znajomości. :)


28 VIII 2011

Wraz z przyjaciółką tak jakoś zachciało nam się odwiedzić dwudniowy CACiB w Debrecen, na Węgrzech. Ja z Aresco, ona ze swoją suczką rasy owczarek węgierski mudi, Garshii. Pierwszego dnia ocena doskonała i lokata I, za to dnia drugiego ocena doskonała, lokata I, Najlepszy Pies w Rasie, CAC oraz CACiB. Wyjazd ogólnie udany, choć droga długa i męcząca. Miasto zwiedziliśmy nocą, psy zostały spokojnie w hotelu i na szczęście nic a nic nie zdewastowały. Fajnie było. Oby więcej takich wojaży. :)


No i na koniec... uśmiech zwycięzcy. :DD

 

28 VII 2011

Haktor (Bannuk Wilcza Saga), buszujący po placu zabaw został złapany na gorącym uczynku przez obiektyw Emilii. Dziękuję za fotki! Więcej oczywiście w galerii młodego. :)





29 VI 2011

Poniżej kilka fotek warszawianki Bashtee, autorstwa jej przewodniczki. :)





28 VI 2011

Beszivel pojechał do Bogatyni. Tym sposobem obaj panowie zostali w kraju. ;)

19 VI 2011

A dziś nasz dom opuścił Bannuk. Zamieszkał w Chorzowie. :)

16 VI 2011

No cóż, dzisiaj mieliśmy niespodziewanych gości... A mianowicie siódemkę małych, dzikich kaczek, które zawędrowały aż na nasze podwórko i zwiedzały je, beztrosko drepcząc w rządku. Cud, że wilcze były w domu! Choć wiem, że nie skrzywdziłyby mniejszych od siebie stworzonek, to małe mogłyby się wystraszyć. I bez tego rozbiegły się, a my musieliśmy przeszukiwać wszystkie krzaki, coby je znaleźć i włożyć do przygotowanego kartonu. Po dłuższym namyśle, co dalej robić, oddaliśmy je w dobre ręce. Ale przygoda niezapomniana. :)


13 VI 2011

Jak się można było spodziewać, kolejna kluska nas opuściła. Tym jednak razem będzie całkiem, całkiem blisko… Bo w Częstochowie. Bhirrke zamieszkała z naszym szkoleniowcem. :)

12 VI 2011

Dopiero co pożegnaliśmy jedno małe, a tu już kolejne pojechało do nowego domu… Bashtee, moja(i nie tylko ;)) faworytka będzie terroryzować stolicę. W domu robi się coraz ciszej i ciszej… Niedługo będzie można zacząć remontowanie powygryzanych ścian, zakopywanie dziur na podwórku i ogólne doprowadzanie wszystkiego do czasów przedszczeniaczkowych. :)

11 VI 2011

Jako pierwsza opuściła nas panienka Brixie. Mała pojechała do Czech, gdzie terroryzować nową rodzinę będzie wraz z Assyrem z Údolí komárů. Po opuszczeniu mamy i rodzeństwa będzie więc miała innego wilczaka do zabawy, to i może obejdzie się bez wołania reszty watahy w środku nocy. ;)
Czekamy na wieści i fotki!

7 VI 2011

Wszystkie maluchy doskonałe, uzębienia pełne, a faceci mają, co mieć powinni. :D Jak zawsze furorę zrobiły kły piranii – no bo jak to tak, żeby szczeniak miał taaakie wielkie zębiska? ;)

1 VI 2011

Maluchy zostały zachipowane oraz pierwszy raz zaszczepione. Jazda autem się podobała, wszystkie zabiegi zniosły bez problemu, ba, nawet nie zauważyły różnicy i w domu dalej biegały jak szalone, jak gdyby nigdy nic. :) Również paszporty są już przygotowane. Pozostał nam tylko przegląd miotu i kluski mogą się rozjeżdżać, trzeba się więc nacieszyć ostatnimi kilkunastoma dniami razem. :D

30 V 2011

Dnia 26 maja odwiedziły nas Satu i Ulla, wraz z chodskými psami, z którymi zmierzały na wystawę klubową do Czech. Na moją prośbę wzięły ze sobą przepięknego Barona. W piątek ruszyły w dalszą drogę, a wilczy został u mnie, coby nie męczyć się w aucie. Muszę przyznać, że to na prawdę cudowny pies, a jego charakter… wspaniały. Po prostu pies idealny. :)
W niedzielę fińska ekipa wróciła do nas, aby opić wystawowe sukcesy… Wcześniej oczywiście udaliśmy się na spacer po Częstochowie – zobaczyliśmy między innymi wały jasnogórskie, aleje oraz całkiem przyjemną kawiarnię. Dzisiaj rano ruszyły do domu. Ha, a ja liczę na jeszcze nie jedno spotkanie. :)

28 V 2011

Kolejna wizyta za nami… I oficjalnie już wiadomo, że panienka numer 6, zwana Bashtee pojedzie do stolicy, aby sterroryzować tamtejsze czeweczki… :DD

20 V 2011

Dzisiaj odwiedziła nas Šárka wraz z rodziną, aby wybrać dla siebie przyszłą towarzyszkę na najbliższe kilkanaście lat… Padło na panienkę nr. 5, która od teraz zwie się Brixie. Maleńka od połowy czerwca będzie podbijała Czechy – kraj, z którego pochodzi jej mama, Cora. :)
Wszystkie kluski wzorcowo przywitały gości, pokazując swoją wilczakową naturę – biegały, gryzły i wariowały. Nie mogło się też obejść bez jedzenia, jako, że po tych wszystkich szaleństwach małe zgłodniały. A kiedy już (prawie) wszystkie zasnęły, pozostał już tylko wybór maleństwa. Wypadło na jedyną wciąż rozbieganą, rudą kluskę nr. 5. :D
Tak minęło nam do południe, a około godziny 18 mieliśmy kolejnych gości… ;)


Radosińscy, na czele oczywiście z Radochną, czyli Amantis Wilcza Saga, wpadli, aby zobaczyć półrodzeństwo. Wpierw wybraliśmy się ze “starszymi” sagowcami na łąkę i szybko przegonieni przez wiosenną burzę wróciliśmy do domu, gdzie mogliśmy już spokojnie schnąć. Piranie, zmęczone po wcześniejszej wizycie spały grzecznie i w tym czasie Radochna mogła je dokładnie obejrzeć i obwąchać. Z pozoru te futrzaste kulki nie były złe, ale kiedy obudziły się i zaczęły gonić starszą siostrę po całym pokoju, wolała się z niego ewakuować. Co będzie niańczyła maluchy – lepiej poszaleć z bratem. ;) Przed opuszczeniem nas zdążyła jeszcze ukraść co nieco ze stołu i tak po pełnym przeżyć popołudniu wróciła do siebie, wraz z rodzinką, oczywiście. :DD

18 V 2011

Ale ten czas leci… Jeszcze pamiętam tą dziewięciogodzinną drogę na krycie, potem oczekiwanie na rezultaty, poród… Pierwsze dni, tygodnie… A teraz maleństwa mają już miesiąc. Nim się obejrzę pójdą do nowych domów i znowu zapadnie ta nieznośna cisza… A może upragniona? Oj, raczej nie… Przynajmniej teraz jest wesoło. Nie, żeby normalnie nie było, ale takiej gromadki jednak nic nie zastąpi. :)


Kluski były pierwszy raz na podwórku – na potrzeby sesji póki co, ale jak tylko wymyślę, jak odgrodzić im kawałek terenu to będą mogły szaleć w promieniach słońca. :D

17 V 2011

Dzisiaj maluchy po raz pierwszy dostały pokarm nie od mamy – póki co mleko – ale to za jakiś czas powinno się zmienić. Znaczna część gromadki z początku uznała, że do miski należy wpierw wsadzić łapy, a dopiero potem mordkę, a kiedy już piły… to wciągały nosem i słychać było charakterystyczne siorbanie. :DDD

15 V 2011

W oba dni Resco zaprezentował się pięknie, a co za tym idzie, uzyskał ocenę doskonałą oraz CAC. Tymże sposobem młody wilczy pierwszego dnia ukończył Młodzieżowy Championat Słowacji, a drugiego zaczął dorosły! Wyjazd można więc zaliczyć do udanych. :D



11 V 2011


Maleństwa skończyły dzisiaj 3 tygodnie. I można już spokojnie nazywać je wilczakami. Biegają, niszczą i są złośliwe – czyli to typowe czeweczki… ;)Wilczyca ma ich już dość, bo gryzie to to i drapie, ale jakoś dzielnie znosi ten mały chaos… Jeszcze trochę, a małe będą jadły już nie-od-Corkowe pokarmy. :D

9 V 2011

Dzisiaj otrzymałam wyniki badań na DM i nie ukrywam, że bardzo, bardzo mnie cieszą. :) A coby nie było szaro i pusto, dodaję Rescowe, wiosenne zdjęcie. :)

Cora z Hvozdecké kotliny N/N
Aresco Wilcza Saga N/N

6 V 2011

Dzisiaj nasza Cora kończy cztery lata! :)

4 V 2011

Piranie kończą dzisiaj dwa tygodnie! Mają się świetnie, chodzą (prawie) dobrze. No, może tylko czasem się przewrócą, ale początki nigdy nie są łatwe. ;) Na własnej skórze (i to dosłownie! :D) zaczynam czuć, że pod skórą na dziąsłach są zębiska, a maluchy kąsają wszystko, co jest w zasięgu paszczy. Moje ręce, siebie nawzajem, Corę, a nawet posłanie… Nim się obejrzymy będą już hasać po całym domu oraz ogrodzie, dewastując wszystko, co stanie im na drodze. :)

29 IV 2011

Młode powoli otwierają ślepka, szybciej już pełzają. Są coraz bardziej świadome otaczającego je świata – wystarczy wejść do ich pokoju, a już podnoszą łebki i się przyglądają. Wagi wciąż bardzo wyrównane. Kluski wstępnie mają już nawet imiona, chociaż kto jakie otrzyma to się dopiero okaże. Panienki to Brixie(na prośbę przyszłej właścicielki ;)), Beleszi, Bashtee, Brissuri oraz Bavrikka, panowie: Bannuk i Beszivel. Póki co małe mają… numerki według kolejności narodzin. :D
Mamy także wynik Acritera na DM – N/N, czyli wolny! Ładny początek, za to my czekamy teraz na wyniki Cory i Resca. :)

20 IV 2011

Dzisiaj powitaliśmy 5 panienek oraz 2 panów. Jak widać obsypało suczyskami. Wszystkie maluchy są bardzo podobne zarówno kolorystycznie, jak i wagowo. Miot więc dosłownie bardzo wyrównany. Teraz tylko czekać, aż otworzą ślepka, zaczną biegać… Gryźć… Niszczyć… Czyli aż staną się prawdziwymi wilczakami. :DD

Cora doskonale spisuje się w roli mamy, wszakże to już drugi raz nią została. Od młodych niechętnie odchodzi, a kiedy już uda się ją wyprowadzić na dwór, zrobi co musi i szybko wraca. Resco dostępu do rodzeństwa nie ma, jako, że to facet. Ale przyjdzie czas, kiedy będzie musiał przed nimi sam uciekać, oj przyjdzie… Póki co wyczuwa, że w Corkowo-szczeniaczkowym pokoju czai się zło i nawet nie próbuje tam zaglądać. :)

15 IV 2011

Z resztą, sami zobaczcie, jaka Cora już gruba. Wilcza wygląda jak balon, małe od kilku dni się ruszają i wątpliwości nie ma, że “coś” tam jest. Resco zdołowany, jako, że mama z nim nie biega, ale chyba wyczuwa już, co się zbliża… Krótko mówiąc – będzie wesoło. Termin porodu wypada za tydzień, chociaż jak wiadomo – małe mogą wcześniej wypełznąć na ten świat. A nie ukrywam, że szykuje się prawdziwa inwazja wilczosagowych, co widać na poniższym zdjęciu sprzed kilku dni. ;)

20 III 2011

Wyprawa do Nitry rozpoczęła się co najmniej źle – śnieżyca utrudniała jazdę autem, drogi były mokre. Ale dotarliśmy. Wilczaków sporo, bo to w końcu międzynarodowa. Z nami w klasie oprócz Resca były jeszcze cztery samce. Mimo stresu wybiegaliśmy sobie ocenę doskonałą i drugie miejsce. Ostatecznie udaliśmy się do hotelu, gdzie od miłej pani w recepcji młody dostał udko z kurczaka. Nie to jednak było najlepsze, a… winda. Wilczy spokojnie wszedł, usiadł i obserwował. Łeb z jednej strony przechylał na drugą, strzygł uszami. Żadnych oznak strachu, czy czegokolwiek, mimo, iż pierwszy raz w życiu jechał windą, do tego dosyć starą i to z całkiem ostrym hamowaniem. :)
Z kolei dnia następnego, przy większej konkurencji, na XV europejskiej wystawie csv Aresco zdobył ocenę doskonałą, lokatę pierwszą, a tym samym mamy już drugiego słowackiego CAJCA! :D Wyjazdu więc nie można nie zaliczyć do bardzo, bardzo udanych. Atmosfera fajna, mimo, że obie wystawy jeszcze na hali, sędziowanie dokładne. Oby tak dalej. :)

20 II 2011

W galerii nowe fotki Arsiiego. Pięknie chłopak rośnie i rudzieje. Ładna głowa, długie nogi, coraz więcej futra. Czego chcieć więcej? Jednak dobrze wypatrzyłam jak był mały, oj ma się to oko. :) Pamiętam, gdy jeszcze był niewielką kluską i obserwowałam jak zmienia się z dnia na dzień. Cóż, teraz też obserwuję, tylko z odległości. Miło się wspomina czasy, kiedy szóstka ofutrzonych, zębatych piranii biegała szaleńczo po domu. :D Nie mogę się już doczekać, aż wreszcie zobaczę go na żywo. Jego i resztę “maluchów” z miotu A, bo nie ukrywam, że się stęskniłam za tym chaosem. Ale jeśli wszystko poszło dobrze, to za dwa miesiące powtórka z demolki. :)

Również Aszczura może pochwalić się pięknymi, zimowymi zdjęciami. I nowymi szelkami, rzecz jasna. :D Dziękuję za dodawanie masy fajnych fotek wesołego suczydła, bo jej rozwój również mogę obserwować. Powabna panienka na długich łapach wyrosła, panowie będą się za nią oglądać. Nie ma co ukrywać, że po rodzicach wzięła co najlepsze. Spokojnie można dostrzec cechy zarówno Cory, jak i Carra w jak najlepszym złożeniu. I mogę szczerze przyznać, że jestem zadowolona, gdyż nareszcie widzę efekty tego doboru i wiem, że nasza wyprawa na Słowację opłacała się. :DD Czekam teraz niecierpliwie na fotki reszty rodzeństwa :)

19 II 2011

Dzisiaj o drugiej w nocy dotarliśmy do domu. Ale od początku.

Planowaliśmy, że suczysko cieczkę dostanie najwcześniej w kwietniu, Cora miała jednak nieco inne plany i dostała ją na przełomie stycznia i lutego. Z początku nawet nie przypominało to tej prawidłowej cieczki, tak więc czekaliśmy. Badania również nie wskazywały wzrostu progesteronu, na wszelki wypadek krycie było już jednak umówione. Na początku tego tygodnia dowiedzieliśmy się, że progesteron momentalnie skoczył w górę i wiedzieliśmy już, że czwartek spędzimy w trasie. Droga okazała się dłuższa niż myśleliśmy, a na dodatek nawigacja postanowiła zgubić się i zafundować nam dodatkowe dwie godziny błądzenia. Po blisko dziesięciu godzinach drogi byliśmy na miejscu i spotkaliśmy się z  Jörgiem, właścicielem przepięknego Cäsara vonder Wolfsschleife, o którym pisać można by wiele, ze względu na jego świetny charakter, a już na pewno wilczy wygląd, któremu nie sposób się oprzeć… Przynajmniej my nie daliśmy rady. :D
Po przyjeździe, choć było już późno, porozmawialiśmy przy kawie i herbacie, by następnie zapoznać wilczą z tegorocznym wybrankiem. Co tu dużo pisać – poszło szybko, bezproblemowo i nareszcie mogliśmy iść spać. Następnego dnia miałam okazję zobaczyć resztę walczakowej watahy, w tym pięknych rodziców Cäsara: Arlen i Afara, a również jego pół siostrę Grace i jej córkę Herę oraz staruszkę Agi, która mimo swojego wieku trzyma się bardzo dobrze, jak to z resztą na wilczaka przystało. :)
W piątek po obiedzie dopełniliśmy formalności i po powtórnym kryciu ruszyliśmy w drogę do domu. Było ciężko, zwłaszcza przez ostatnie 60km – mgła była tak gęsta, że nie widzieliśmy drogi. Aczkolwiek do domu dojechaliśmy, a teraz pozostaje nam tylko czekać na efekty polsko-niemieckiej współpracy. Wkrótce także więcej informacji o planowanym miocie w zakładce Szczenięta, a my już zaczynamy przyjmować zapisy na małe wilczandy. :D

22 I 2011

Wyjechaliśmy tak wcześnie, że na miejscu byliśmy jeszcze przed rozpoczęciem przyjmowania psów, wkrótce jednak się rozpoczęło i dostaliśmy się na teren wystawy. Z taką masą czasu dokładnie zwiedziliśmy wszelkiego rodzaju stoiska i najdrobniejsze zakamarki, czasem zaglądając na naszą halę. Ludzi oraz psów ciągle przybywało i muszę przyznać, że wewnątrz praktycznie nie można było się poruszyć. Aczkolwiek mimo to jakoś dotrwaliśmy.
W naszej klasie stawka była duża, a poprzeczka postawiona bardzo wysoko. Mina sędziny, gdy zobaczyła tyle pięknych, młodych wilczaków – bezcenna. :D Resz ładnie się wystawił, mimo stresującej atmosfery. Wylądowaliśmy na lokacie czwartej, no ale cóż… Słowackim wystawom nigdy nie odpuszczę, bo na prawdę warto tam jeździć. Szczerze więc polecamy i… liczymy na większą ekipę z Polski następnym razem. :)